Pewnego razu...
Był raz sobie młodzian nadzwyczaj przystojny.
Piękny jak Apollo, jak ksiądz bogobojny.
Lecz smutek przepełniał jemu dzionek cały,
A powód był prosty: baby go nie chciały.
Zwrócił się tedy młodzian z pomocą do Boga:
„Cóż ja mam robić? Jaka jest droga?”
Bóg jemu na to: „Pomogę w udręce.
Gdy zbudzisz się rano, pokochasz dziewczęcie”.
I choć młody dziewkę miłością obdarzył,
To smutek dalej gościł mu na twarzy.
Dziewka mu odrzekła: „Piękny jesteś młodzian,
Ale by być ze mną nie jesteś ty godzien.
Choć pięknyś i dobry to nie masz majątku.
Nie dojdzie między nami do ślubu obrządku”.
Gdy nadszedł wieczór, dziewka w kącie płacze.
Naraz wstaje, krzyczy do Boga i ze złości skacze.
„Gdzież ten mężczyzna co mi obiecałeś?
Żeś miał mi go zesłać to już zapomniałeś?!”
Bóg ze złości już sięga ręką po grabie…
„No zaraz ją trzepnę. Nie dogodzi babie!”
Opuścił Bóg ręce. Zaprzestał przemocy.
Gdy poszła dziewka spać, sen zesłał jej w nocy.
Zrozumiała tedy, że nie dźwięk w sakiewce,
Lecz ważniejsze jest kochające serce.
Że jak młodzian kocha, to za miłość zginie.
A nie, że ma w stajni krowy oraz świnie.
I tak jedno serce związało się z drugim.
Cieszyli się z gośćmi razem na swym ślubie.
Tak właśnie Bóg poszedł po rozum do głowy
I w jedno złączył dwie serca połowy.
A złoto? Też go mieli dostatek
Choć tak jak dziś, drogi był podatek.
Bo silne ramię męża jak i wsparcie żony
Powodują, że można zarobić miliony.
Bartłomiej Bury
« poprzednia | następna » |
---|