jj napisał:
JKM napisał:
[...]
oj, ale precyzyjniej, drogi JKMie, precyzyjniej. [...]
dlaczego dokładanie do szkół nim jest? a no dlatego, że po pierwsze idzie to głównie na
świadczenia dla nauczycieli, po drugie NIC z tych pieniędzy nie zostanie (z całym szacunkiem ale Noblista to w Łoponiu wykształcony nie zostanie), po trzecie zaś jak już powiedziałem: za znacznie mniejsze pieniądze można uzyskać co najmniej takie same lub nawet lepsze efekty, czyż nie jest to najlepszym wskaźnikiem marnotrawstwa?
Precyzyjniej, Szanowny jj, precyzyjniej, nauczyciele nie otrzymują zasiłków dla nic nierobiących (świadczeń), ale otrzymują wynagrodzenie za pracę. Czy NIC z tych pieniędzy nie zostanie, to już nie od nauczycieli zależy. Na tym poziomie nauczania kładzie się fundamenty (odsyłam do przypowieści ewangelicznej o budowaniu na skale i na piasku). To efekt pewnej medialnej nagonki na nauczycieli, że postrzega się ich jako świadczeniobiorców, a nie ważny element dbałości o przyszłość Polski ("Takie będą Rzeczypospolite...")
Nie zawsze trzeba oczekiwać Noblistów, czasami wystarczy mądry radny we wsi i mądry burmistrz w gminie. Gdy uda się wykształcić zdolnych liderów, wtedy społeczność może się rozwijać. W wielu środowiskach tacy lokalni liderzy są. Według mnie, mocno specyficzny pod tym względem jest Wojnicz, bo tu panuje swoiste akcentowanie znaczenia tylko oligarchii, co rzutuje na relacje i ustrój gminny.
Czytałem nieco biografii ludzi wybitnych i oni nigdy nie zapominali o swoich nauczycielach. W dziełach pedagogicznych można znaleźć twierdzenie, że pomiędzy uczniem a nauczycielem zawsze budowana jest relacja Uczeń - Mistrz. Oczywiście wiem, że współczesne akty prawa oświatowego oraz koncepcje dydaktyczne bardzo utrudniają podmiotowe relacje w szkole, bo wszędzie próbuje się wprowadzić biurwokratyczną papierkologię, ale nadal są w szkołach podstawowych i gimnazjach nauczyciele, którzy odciskają swój charakter i pracują z charyzmą.
Dlatego nie jestem zwolennikiem uogólnień i mierzenia wszystkich jedną miarą. Gdy mi zarzucano brak obiektywizmu, to się zawsze w duszy śmiałem, bo jestem zadeklarowanym zwolennikiem subiektywizmu (
to w fizyce nazywane jest osobliwością i warunkami granicznymi; moi krytycy też mieli do dyspozycji tylko subiektywne punkty widzenia; choć głośno krzyczeli i postulowali obiektywizm, przy okazji wyrażali zawsze wstręt do krytycyzmu, którego wartość tkwi w intersubiektywizmie - przepraszam za tę przydługą autorefleksję) i i indywidualizmu, choć uznaję w praktyce rolę tępej i walcowatej masy kolektywizmu.
Szkoła ma za zadanie równać szanse wszystkich uczniów, czasami się jej jednak nie udaje to zadanie i ktoś wyrasta ponad przeciętność, czyli STANDARDY. Wtedy nie jest wykluczone, że zostanie Noblistą, co się niektórym Polakom udało (nie był to jednak ślepy traf, ale wynik pracy i talentu, a także - bądźmy szczerzy - pewnej... skłonności Kapituły). Ponieważ Nobel ustanowił nagrodę tylko dla tych, którzy skończyli szkoły podstawowe i zdali maturę, więc na pewno nie mają szansy na nagrodę ci, co nie będą odpowiednio kształceni na tym poziomie.